„Do abordażu!” – słów kilka o zamieszaniu wokół aborcji

prochoice_vs_prolifeOstatnie dni to wielka wrzawa medialna związana z projektami zmian w prawie aborcyjnym. Zewsząd bombardowani jesteśmy informacjami na ten temat, a wokół całej sprawy narosło sporo mitów oraz  pojawiło się dużo niedomówień i kłamstw. Jako że medialna manipulacja jest czymś co mnie we współczesnym świecie mocno odrzuca zwyczajnie wkurwia i obrzydza, tym wpisem chciałbym się z nimi raz a dobrze rozprawić.
Jednak najbardziej obrzydliwe w tej całej sprawie jest to, że debata w sprawie tak delikatnej, intymnej, dla wielu ludzi również traumatycznej, odbywa się na zmianę przy jazgocie: albo głupich pizd nie mających pojęcia przeciw czemu protestują, albo chorych pojebów srających zdjęciami martwych płodów bez głów na lewo i prawo robiąc z tego argument. Dla dobra ludzkości, zabijcie się wszyscy… a teraz do rzeczy.

Co właściwie trafiło do sejmu i co się z tym będzie działo

Do sejmu trafiły dwa niezależne obywatelskie projekty ustaw wprowadzające zmiany w prawie aborcyjnym:

  • jeden złożony przez komitet „Ratujmy Kobiety” liberalizujący to prawo
  • drugi złożony przez fundację „Pro – Prawo do Życia” oraz Instytut na rzecz Kultury Prawnej „Ordo Iuris” zaostrzający je.

Co istotne są to OBYWATELSKIE PROJEKTY, czyli w przeciwieństwie np. do projektów poselskich, zostały złożone przez osoby niezwiązane obecnie z polskim parlamentem (wymagane jest 100 tys. podpisów). Wniesienie takiego projektu nazywamy inicjatywą ustawodawczą i w myśl obowiązującego prawa, o ile projekt spełnia warunki formalne, MUSI on trafić do porządku obrad sejmu oraz MUSI zostać odczytany przed obradującymi posłami (inna sprawa, że nie jest powiedziane kiedy – co do bólu wykorzystywał poprzedni rząd), czyli MUSI się odbyć tzw. pierwsze czytanie [1]. Oba projekty są właśnie na tym etapie, a ich pierwsze czytanie odbyło się wczoraj. Dzisiaj w trakcie głosowań pierwszy projekt został odrzucony (wyniki tutaj), natomiast drugi został przekazany do dalszych prac (wyniki tutaj).

Co zatem wydarzyło się dotychczas w prawie aborcyjnym? ABSOLUTNIE NIC.

ale-ale-jak-to

Nie jest prawdą (przynajmniej na ten moment, w tej kwestii), że obecny rząd chce nam zaprowadzić katofaszyzm, pislam i ciemnogród. Nie jest prawdą (na ten moment, w tej kwestii), że Kaczor chce kobietom zaglądać do macic, do łóżek i chuj wie gdzie jeszcze. Na ten moment, jedyne co się wydarzyło, to najzwyklejsza demokratyczna procedura związana z procesem legislacyjnym, znaczy się z procesem tworzenia prawa… i to w dodatku wynikła z inicjatywy obywateli, bez udziału partii rządzącej.
Innymi słowy – jeśli zbierzecie 100 tys. podpisów pod projektem każącym bezwzględnie wszystkim niebieskookim blondynom chodzić po ulicach wyłącznie w strojach żyrafy, to projekt ten (przynajmniej w teorii, o ile będzie odpowiednio uzasadniony i spełni wymogi formalne) powinien dotrzeć do tego samego momentu co wyżej wymienione dwa. Tym samym, wszyscy kretyni dołączający się 2 dni temu do akcji #czarnyprotest tylko dlatego że „jebać Kaczora” i „PiSowski rząd chce zakazać” są pierdolonymi umysłowymi amebami. Przykładowa kretynka:

Co właściwie kryją w sobie te projekty

Dla skrócenia wpisu, zajmijmy się projektem drugim, tym zaostrzającym prawo, bo to on budzi najwięcej kontrowersji i to nim będą się teraz zajmować sejmowe komisje. Do jego analizy potrzebne są 3 linki:

  • Projekt zmian dostępny tutaj: [2]
  • Treść obowiązującej ustawy o planowaniu rodziny, ochronie płodu ludzkiego i warunkach dopuszczalności przerywania ciąży [3]
  • Treść Kodeksu Karnego [4]

W „internetach”, szczególnie tych skręcających na prawo, pojawiło się sporo wpisów sugerujących, że ów projekt właściwie niczego nowego nie wnosi i że chuj wie po co cały ten szum, np. tutaj [5]. Niestety, albo jest to zwykłe niedoinformowanie/głupota/problemy z czytaniem ze zrozumieniem albo bezczelna manipulacja. Z projektu zmian:

6) uchyla się art. 4a;

Tymczasem w ustawie artykuł 4a rzeczonej ustawy wygląda następująco:

Art. 4a. 1. Przerwanie ciąży może być dokonane wyłącznie przez lekarza, w przypadku gdy:
1) ciąża stanowi zagrożenie dla życia lub zdrowia kobiety ciężarnej,
2) badania prenatalne lub inne przesłanki medyczne wskazują na duże prawdopodobieństwo ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu,
3) zachodzi uzasadnione podejrzenie, że ciąża powstała w wyniku czynu zabronionego,
[…]

O ile przypadek pierwszy z uchylonego artykułu, w projekcie zmian w nieco zmienionej formie  jest przywrócony w dalszych paragrafach, o tyle w myśl przedstawionej przez „proliferów” propozycji aborcja przy ciężkim upośledzeniu płodu oraz po gwałcie ma być zabroniona. Koniec kropka, nie ma „ale”.

To nie jest w żadnym wypadku zachowanie „status quo” – to jest bardzo poważna i drastyczna zmiana względem obowiązującego prawa. O ile już samo przymuszanie zgwałconej kobiety do rodzenia dziecka gwałciciela jest delikatnie mówiąc „wątpliwe moralnie”, o tyle nie mogę zrozumieć jak bardzo chorym pokurwieńcem trzeba być, żeby zmuszać je do rodzenia dzieci, które np. umrą w trakcie albo tuż po porodzie. Przy minimum wyobraźni można sobie zwizualizować co wydarzyłoby się podczas naturalnego porodu dziecka, u którego nie wykształciła się czaszka. Najbardziej makabryczne średniowieczne obrazy z motywem dance macabre to przy tym igraszka.

Co gorsze poparcie dla tych zmian wyrażają również posłowie, którzy dotychczas jawili mi się jako ostoja rozsądku i trzeźwego myślenia. Żeby daleko nie szukać, Rafał Wójcikowski z Kukiz’15 w wywiadzie dla wPolityce.pl:

[…] przecież ponad 80 proc. przypadków, które obejmie nowa ustawa dotyczy dzieci z zespołem Downa i innymi schorzeniami. I tutaj nie ma dla mnie dyskusji. Praktycznie przestały się rodzić dzieci z takim problemem jak zespół Downa i nie jest to efekt medycznych cudów, a po prostu eugenika. W tym przypadku jestem absolutnym zwolennikiem zaostrzenia przepisów. […]
Według mnie lepszym rozwiązaniem będzie przyjęcie ustawy zaostrzającej przepisy, niż jej nieprzyjęcie i to nawet w takim kształcie. Te kilkaset przypadków dzieci nienarodzonych z zespołem Downa moim zdaniem przeważa.

Pana Rafała martwi, że przestały się rodzić dzieci, które są niepełnosprawne intelektualnie i w większości przypadków wymagają opieki przez całe życie. Kurwa, serio? To ma być powód, dla którego chcesz zabronić aborcji ciężko chorych dzieci (nie tylko tych z zespołem Downa)?
Pozwólcie, że posłużę się cytatem.

Kim ty jesteś, żeby narzucać swoją moralność i przekonania wszystkim wokół, obarczać rodziców i państwo opieką nad taką osobą przez całe lata tylko po to, żebyś miał spokojne sumienie?

Wszystko fajnie, no ale w takim razie co zrobić?

black_and_whiteNie jestem zwolennikiem aborcji, nie w takim rozumieniu jak to widzą zwolennicy tzw. „pro-choice”. Nie jestem też jej przeciwnikiem w takim wyobrażeniu, jak by to chcieli zobaczyć „proliferzy”. Świat nie jest zero-jedynkowy (i mówi Wam to programista!), jest wiele odcieni szarości i każdy przypadek potrafi być inny, a próby radykalizacji w jedną czy drugą stronę są zwyczajnie świadectwem intelektualnej biedy.

Jestem zwolennikiem racjonalnego, zdroworozsądkowego myślenia – bez przedkładania własnych odczuć i emocji ponad fakty. Skupmy się zatem na faktach.

  • Faktem jest, że dziecko dzień przed porodem też jest dzieckiem, człowiekiem… i tydzień przed porodem też nim jest, i dwa tygodnie przed też. To że nie przyszło jeszcze na świat, nie znaczy że jest czymś gorszym.
  • Faktem jest, że zlepek dwóch komórek nie jest człowiekiem, zlepek ośmiu komórek widocznych jedynie pod mikroskopem też nim nie jest. To, że ktoś wierzy że jest inaczej (jego prawo) nie znaczy, że ta wiara ma przesłaniać naukę.
  • Gdzieś pomiędzy poczęciem a porodem jest moment, w którym zbitek komórek zaczyna przypominać człowieka. Ocenieniem kiedy to następuje powinni się zajmować lekarze, a nie hierarchowie kościelni lub feminazistki.
  • Niezbywalnym prawem każdego człowieka, jest swoboda dysponowania swoim życiem i swoim ciałem.
  • Problem leży w tym, że kobieta w zaawansowanej ciąży nie dysponuje wyłącznie swoim ciałem, ale również ciałem człowieka w niej żyjącego.
  • Z jednej strony ubezwłasnowolnienie i uprzedmiotowienie kobiety z powodu zajścia w ciążę oraz traktowanie jej jak inkubatora jest pogwałceniem wszelkich praw człowieka, z drugiej strony zezwalanie na swobodne i bezkarne dysponowanie życiem drugiego człowieka (mimo że o wiele słabszego i uzależnionego od matki) jest niedopuszczalne. Wolność mojej pięści kończy się na wolności Twojego nosa.
  • Faktem jest, że życie człowieka jest jedną z największych i najcenniejszych wartości, ważniejszych niż pieniądze, kariera, wolność wyboru i myśli, itd.
  • Faktem jest również, że nie można zmuszać jednego człowieka do poświęcenia tych mniej ważnych wartości, aby ratować coś ważniejszego (tu życie) innego człowieka.
  • Jeśli uważasz inaczej to zastanówmy się jakie to byłoby uczucie, gdyby Cię systematycznie pozbawiać wszystkich zarobionych pieniędzy ponad „minimum egzystencji”, po to żeby te pieniądze przekazać np. na leczenie chorych na raka.

rigczJak widać po powyższych punktach, dużo tu sprzeczności i dużo dylematów, w których nie sposób podjąć jednoznacznie dobrą decyzję. Dlatego przy debacie nad tak delikatną sprawą, potrzeba odpowiedniej dozy dobrej woli i zdrowego rozsądku oraz ogólnie pojętego RiGCz-u (Rozumu i Godności Człowieka).

Faktem jest, że aborcja była, jest i będzie – niezależnie od tego jakich przymusów i gróźb by nie stosować, „kapitan państwo” nie jest w stanie zwalczyć zjawiska w 100%. Kapitan państwo nie jest w stanie zrobić tego przy „zwykłych” morderstwach, gdzie przecież śladów po zbrodni jest całe mnóstwo, a próbuje straszyć sankcjami niedoszłe matki, gdzie jedynymi śladami może być trochę krwi i bezkształtne coś spuszczone w kiblu, o którego istnieniu nikt nawet nie wiedział. Jeśli kobieta będzie odpowiednio zdesperowana, to na nic się zdadzą groźby – znajdzie sposób aby niechcianej ciąży się pozbyć.

Oczywiście w interesie praktycznie każdego kraju/narodu/państwa jest dodatni przyrost naturalny,  dlatego dla „kapitana państwo” ważne jest dbanie o jak największą liczbę narodzin – bo większa liczba obywateli, to (w dużym uproszeniu) większy dobrobyt w kraju. Jednak robienie tego za pomocą kija zamiast marchewki jest drogą donikąd – nie dość że dziecko, którego niedoszła matka się uprze, i tak zostanie usunięte (a więc nie przyjdzie na świat kolejny obywatel), to jeszcze istnieje ryzyko, że kraj straci już „odchowanego” obywatela i to w dodatku najlepszym dla siebie wieku, czyli produkcyjnym (np. kobieta/para wyjedzie przeprowadzić aborcję do innego kraju i tam zostanie, albo kobieta zrobi sobie krzywdę próbując do aborcji doprowadzić domowymi sposobami, albo w ostateczności trafi do więzienia w myśl projektu zmian w ustawie).

Co zatem można zrobić? Po prostu rozmawiać, zachęcać, przekonywać, uświadamiać, edukować i wspierać.

come-talk-with-me

Wybaczcie te niecodzienne porównanie, ale z matką desperacko chcącą usunąć ciążę jest jak z uzależnionym odchodzącym od zmysłów w poszukiwaniu kolejnej dawki. Uzależniony jeśli nie będzie mógł dostać legalnie tego czego pragnie, znajdzie używkę w nielegalnych źródłach – wątpliwej jakości u wątpliwej wiarygodności sprzedawcy… i koniec końców narobi sobie jeszcze więcej krzywdy.

Tymczasem w alternatywnej rzeczywistości, mamy zdesperowaną kobietę chcącą usunąć ciążę, która trafia do legalnie działającej kliniki aborcyjnej. Tam otaczana jest kompleksową opieką lekarza i psychologa, którzy starają się poznać motywy jej decyzji, zrozumieć sytuację i starają się odwieść od pomysłu, przekonać że mimo przeciwności losu może być wspaniałą matką. Jeśli to nie przynosi skutku, mogą próbować namówić żeby chociaż donosiła ciążę do końca i oddała malucha do adopcji. Można zaaranżować spotkanie z kobietą, która była w takiej samej sytuacji i jednak zdecydowała się zachować ciążę. Opcji jest wiele – jeśli rzecz tyczy się dziecka chorego na syndrom Downa, można podrzucić takie filmy:

Dopiero jeśli te wszystkie próby nie przyniosą skutku, to o ile wciąż mamy doczynienia z ustalonym medycznie zlepkiem komórek, a nie istotą ludzką, należy spełnić prośbę zainteresowanej – „z niewolnika nie ma pracownika”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *